🏒 Green Day Father Of All Recenzja

Jan 7/22 – Green Day release a second video tease for album 14. Dec 19/21 – After a long break of no news on the upcoming album, Green Day release a studio tease from RAK Studios in London, England. The tease features a new song clip and seems to hint that the album/EP title will be ‘1972’. Oct 24/21 – Social media posts indicate that
Sklep Muzyka Vinyle Pop & Rock Zagraniczna Father Of All… (winyl w kolorze czarnym) (Płyta Analogowa) Data premiery: 2020-02-07 Rok nagrania: 2020 Rodzaj opakowania: Standard Producent: Reprise Records Wszystkie formaty i wydania (3): Cena: Oferta cd-dvd-vinyl : 132,03 zł Oferta ABE MEDIA : 157,00 zł Wszystkie oferty Opis Opis „Father of All…” to 13 studyjny album amerykańskiego rockowego zespołu Green Day. Tracklista: 1. Father Of All... 2:31 2. Fire, Ready, Aim 1:52 3. Oh Yeah! 2:51 4. Meet Me On The Roof 2:40 5. I Was A Teenage Teenager 3:45 6. Stab You In The Heart 2:10 7. Sugar Youth 1:54 8. Junkies On A High 3:06 9. Take The Money And Crawl 2:09 10. Graffitia 3:18 Dane szczegółowe Dane szczegółowe Tytuł: Father Of All… (winyl w kolorze czarnym) Wykonawca: Green Day Dystrybutor: Warner Music Poland Data premiery: 2020-02-07 Rok nagrania: 2020 Producent: Reprise Records Nośnik: Płyta Analogowa Liczba nośników: 1 Rodzaj opakowania: Standard Wymiary w opakowaniu [mm]: 314 x 5 x 314 Indeks: 34473368 Recenzje Recenzje Dostawa i płatność Dostawa i płatność Prezentowane dane dotyczą zamówień dostarczanych i sprzedawanych przez . Wszystkie oferty Wszystkie oferty Empik Music Empik Music Inne tego wykonawcy W wersji cyfrowej Najczęściej kupowane Inne tego dystrybutora
Father of All is the new single from Green Day. There are many people saying that this song is horrible, and some people are even saying that it's… Green Day, Father Of All Motherfuckers, Warner. W jednym z wywiadów muzycy Green Day przyznali, że nie chcieli nagrywać kolejnego rockowego koncept albumu w stylu „American Idiot”. Zamiast mieszać się w politykę i atakować Donalda Trumpa, postanowili dać ludziom od niego odpocząć przy muzyce rockandrollowej. Muzyczne inspiracje mogą nie być czytelne od razu, ale miał to być hołd dla ich idoli z dzieciństwa, Little Richarda, The Supremes, a także T-Rex i Mott the Hoople. Te wpływy słychać najlepiej w „Meet Me on the Roof” i „Graffitia”, napędzanych tanecznymi rytmami z lat 50. i 60., a także w „Stab You in the Heart” w stylu rockabilly. Z kolei nawiązania do glam rocka najmocniejsze są w porywających hymnach „Father Of All Motherfuckers” i „Fire, Ready, Aim”, które otwierają album. Szkoda tylko, że członkowie Green Day nie postarali się bardziej, by całość była spójna i The infectious punk rock and alt rock of Green Day’s early years is pretty much gone on this record. And so are the big budget pop punk concepts that helped popularize them even further throughout the 2000’s, on projects like American Idiot. Really since “Uno! Thomas Newman - "1917" (soundtrack) Thomas Newman to wielki szczęściarz i zarazem spory pechowiec. Z jednej strony pochodzi ze słynnego klanu Newmanów – jego ojcem był Alfred Newman (1900–1970), laureat 9 Oscarów, cenionymi kompozytorami są też brat David i kuzyn Randy. Wujowie Lionel i Emil byli dyrygentami, a siostra Maria to skrzypaczka. Z drugiej strony ten klasycznie wykształcony artysta, rocznik 1955, należący do najbardziej zapracowanych w Hollywood, nie ma szczęścia w Oscarach, chociaż był nominowany aż czternastokrotnie, za "Skazanych na Shawshank" i "American Beauty". Piętnastą szansę na statuetkę Newman ma właśnie za poruszający wojenny fresk "1917" w reżyserii Sama Mendesa, z którym pracował już wcześniej przy kilku filmach ("American Beauty", "Droga do zatracenia", Skyfall", "Spectre"). Amerykanin tworzy muzykę delikatną, opartą na smyczkowych crescendach, z wiodącą rolą pianina, fletów, skrzypiec i rogów, działającą w sposób magnetyzujący. Tu jednak, z racji specyfiki samego filmu, pełnego przerażających sekwencji z frontu, zdecydowanie więcej jest mrocznej i rytmicznej elektroniki, która niekiedy może nawet budzić skojarzenia z niektórymi pracami Hansa Zimmera – zapierający dech w piersiach "Sixteen Hundred Men" przywołuje wspomnienia "Cienkiej czerwonej linii". Wyróżniają się także elegijna kompozycja tytułowa na wiolonczelę i poruszający smyczkowy poemat "The Night Window". Nie brak w tej muzyce (soundtrack trwa aż 76 minut) momentów autentycznego piękna, przeważa jednak dość duszna monotonia, dlatego całość lepiej sprawdza się w filmie niż poza nim. Właśnie: czy "1917" sprawi, ze Thomas Newman otrzyma swojego pierwszego Oscara? Wszystkie znaki wskazują, że nie, a ze statuetką za "Jokera" wróci do domu Hildur Guðnadóttir. (3/6) Kesha - "High Road" Nienawidzę stwierdzenia – najnowszy krążek, jest powrotem do korzeni – ale w tym przypadku nie potrafię tego inaczej ująć. Kesha rozprawiła się ze smutkiem i albumem "High Road", przypomina wszystkim, dlaczego na początku kariery udało jej się zebrać sporą grupę fanów. Poprzedni krążek przepełniony był negatywnymi emocjami, a tym razem wokalistka stara się przekazać odbiorcom tylko jedną wiadomość: zapomnij o swoich troskach i podchodź do życia z wielkim dystansem. A najlepiej to niech ruszają na parkiet i tańczą. Nie ma nad czym się zastanawiać - kawałek "Tonight" jest jednym z najlepszych momentów na całej płycie. To utwór, przy którym nie można usiedzieć w miejscu. Podobnie jest podczas singlowego "Rising Hell" - tańczyć, tańczyć, jeszcze raz tańczyć! "High Road" trudno byłoby nazwać najlepszym albumem w dorobku piosenkarki, ale nie jest zły. Trudno tam znaleźć utwory, które otworzą Keshy bramy do koncertowania na wielkich stadionach, ale piosenki są szczere i za to należy się wielki szacunek. Warto wspomnieć, że Kesha jest jedną z nielicznych piosenkarek popowych, która naprawdę pracuje przy swoich piosenkach. Dlatego doskonale wie, co chciałaby przekazać swoim fanom. Nie łatwą sztuką jest pokazać swoje wnętrze, zwłaszcza kiedy przez lata miało się problemy z samoakceptacją. Na dodatek sprawić, by publiczność chciała się dobrze bawić przy swoich wyznaniach. (4/6) Destroyer - "Have We Met" Dan Bejar obchodzi 25-lecie na scenie i wydaje nowy album. Na "Have We Met" opowiada o świecie końca wartości. Destroyer stworzył kilka płyt, które stanowią klasykę muzyki alternatywnej. "Kaputt" (2011) został uznany za jeden z najlepszych 25 albumów dekady przez Pitchfork. Teraz Bejar wydaje 13. album, w którym kontynuuje poszukiwania muzyczne z "ken" (2017), "Destroyer’s Rubies" (2006) i wspomnianego "Kaputt". I opowiada o sobie na nowo. Pośród synthów i gitar gorzko mówi o współczesności. O nieświadomości, "The Man in Black’s Blues", miałkości sztuki w "The Television Music Supervisor" i cudzie spotkania w "Have We Met". Utwór tytułowy pozbawiony jest słów, nieprzypadkowo. Bejar opowiada na płycie o spadającej wartości słów i obietnic. Trudno mu się w tym odnaleźć. W politycznym "Cue Synthesizer" śpiewa: "Been to America, been to Europe, it's the same shit". Destroyer mówi o rozpadzie w duchu tego, jak tworzył "Drift" Scott Walker. Inne środki, podobne wnioski. Jeśli Walker ( opowiadał o trwającej apokalipsie humanizmu, to Bejar idzie krok dalej. Szuka nowego miejsca. Album wieńczy rój głosów w "foolssong". Ten epilog to wezwanie do bycia mentalnym dzieckiem. "It ain’t easy being a baby like you/It ain’t easy being a baby like me". Żeby znowu uwierzyć, komuś. I nie dać zgasić w sobie nadziei. W siebie, w ten świat i człowieka. (6/6) Green Day - "Father of All..." Najnowszy album punkowej kapeli Green Day "Father of All..." odbiega od tego, do czego zespół przyzwyczaił swoich fanów. Co prawda, Billie Joe Armstrong, Mike Dirnt i Tré Cool wracają na znane ścieżki i w prostych tekstach oraz równie nieskomplikowanych brzmieniach komentują rzeczywistość, ale robią to nieco inaczej, niż dotychczas. "Father of All..." to zaskakujący eksperyment. Green Day wypróbowuje się na nieco nowym polu: wcześniej, kojarzony z raczej prostym, punkowym brzmieniem, teraz odbija w stronę dźwięku gładszego, czasem nawet popowego. To nie podoba się ortodoksyjnym fanom, którzy śledzą rozwój kapeli od początku; w komentarzach pod singlami wściekają się, że takie bangery jak "Oh Yeah!" mogłyby być podkładem do reklamy samochodu, a nie udawać, że pełnią rolę buntowniczego manifestu. Równocześnie teksty odwołują się do wątków poruszanych na wcześniejszych krążkach zespołu. Znajdziemy autobiograficzne nawiązania Armstronga do zaburzeń psychicznych, które zdarzały się już na płytach "Dookie" czy "Insomniac" (wydane odpowiednio w 1994 i 1995 r.); ponownie, jak w ambitnej punk-operze "American Idiot" Green Day używa swojej muzyki do komentowania otaczającego ich świata - zarówno polityki (Prezydent USA mnie nie inspiruje, on wywołuje u mnie biegunkę - powiedział Billie Joe Armstrong o Trumpie) czy społeczeństwa, krytykując egocentryków, spędzających całe dnie w mediach społecznościowych (wspomniane “Oh Yeah!"). W przeciwieństwie, jednak do "American Idiot”, “Father Of All..." nie pozbawi słuchacza tchu, ale zaledwie nim potrząśnie. (3/6) Mark Kozelek – "Mark Kozelek with Ben Boye and Jim White 2" Czy Mark Kozelek jest jeszcze piosenkarzem, czy bardziej przypomina barda, snującego niekończące się opowieści o zmaganiach codziennego życia, rzeczach prostych, pozornie niepoetyckich? Czy wciąż jeszcze śpiewa, czy już tylko mówi? Nigdy nie mógł pochwalić się szczególnie mocnym głosem, wykonując swoje utwory, częściej mruczał albo po prostu recytował tekst, niż podążał za jakąś z góry ustaloną linią melodyczną. Także jego teksty – pisane w grupie Red House Painters, Sun Kil Moon czy na prace solowe – przekształciły się w wiersze otwarte, prozę poetycką. To poezja zwyczajności: Kozelek mówi o wszystkim, co go spotkało, co zobaczył, co usłyszał, o czym sobie przypomniał - o filmach, ludziach, książkach, programach telewizyjnych, parkingach, lotniskach i barach. Jak w piosence „LaGuardia” z nowego albumu, gdy opowiada o tym, jak wstrząśnięty był, gdy zobaczył film „Leaving Neverland” o Michaelu Jacksonie. Strumień świadomości prowadzi od filmu poprzez rozważania o śmierci i pamięci aż do wspomnień o różnych podróżach i ludziach, których Mark spotkał, albo których nie spotkał. Pamiętnik – drobiazgowy – ujęty w formie albumu muzycznego. Kozelek nie ma filtra, nie edytuje, na dobre i na złe. Potrafi zirytować, potrafi umęczyć (utwory o dość jednostajnej formie trwają średnio ok. 10 minut). Mówi o rzeczach bolesnych: śmierci rodziców, dzieciństwie, po którym zostało tylko wspomnienie, dawnych przyjaciołach i dzisiejszych zmaganiach z przeszłością, starzeniem się ciała. Życiowych prawdach - mówiąc górnolotnie. Nową dekadę rozpoczął w podobnym, melancholijnym stylu. Do ciepłego tonu nylonowych strun gitary klasycznej i fortepianu dodaje stonowane brzmienia elektroniczne, które znakomicie działają w zestawieniu ze stylem amerykańskiego wokalisty. A może poety? (4/6) Green Day - Father Of All… Guitar Cover (*'ω'*)ROCK COVER PLAY LISThttps://youtube.com/playlist?list=PLbWbO5f3JjgXYavcU8UmpfwK0-ed4JiJt【kyosuke】Twitter : htt fot. 1077thebone Nowe kawałki już czy dopiero? Od albumu Revolution Radio minęły już jakieś 3 lata, ale ja i tak nie spodziewałem się usłyszeć w tym roku czegoś nowego od Chłopaków. Na sam album poczekamy jeszcze trochę, ale single już są. Do zespołu mam bardzo wielki sentyment bo to on wprowadził mnie w świat muzyki, dlatego możecie sobie wyobrazić jaka była moja reakcja kiedy dowiedziałem się o nowym albumie. Z tego co wyczytałem ma być dość krótki. Około 30 minut. Natknąłem się też na teorię, moim zdaniem bardzo trafną, że album jest zrobiony też po to aby jak najszybciej zakończyć kontrakt z wytwórnią Repirse Records. Minimalny czas wydania, żeby było uznane za album krąży właśnie w okolicach pół godziny. Tą tezę popiera też okładka. Bądźmy szczerzy, nie jest to najlepsza kompozycja w historii. Mimo tego nie uważam abyśmy dostali słabe i banalne piosenki bez znaczenia. Wręcz przeciwnie, zapowiada się naprawdę dobrze. fot. Yahoo Finance Pierwszy utwór jaki usłyszeliśmy, to chwytliwy protest song skierowany do nas wszystkich. Teledysk odnosi się do tego ukazując różnorodne sceny z życia ludzi. Przeplatają one ujęcia hali w której gra Green Day. Moim zdaniem z bardzo fajnym klimatem. Zawsze byłem fanem tańczących sylwetek. Brzmienie Green Day ewoluowało na przestrzeni lat jednak nadal od razu słychać, że to oni. Tutaj mamy coś w stylu Revolution Radio z dodatkiem takiego pazura, który był obecny za czasów trylogii. Głównie w ¡DOS!. Bardzo mi się podoba, że ten styl jest trochę mniej poważny niż na poprzedniej płycie. Całość brzmi ogólnie bardzo nowocześnie. Można zwrócić uwagę np. na werbel, czy dodane do niego klaskanie. Jest też bardzo dynamicznie i selektywnie. Klasyczne riffy na zwrotce i refrenie dają nam ten pop-punk’owy charakter. Nie są niczym odkrywczym, ale są już rozpoznawalne. Sporo miejsca dostała tutaj perkusja i trochę też bas. Solowe momenty perki na zwrotce mają tą dzikość w sobie, a co do basu to mocno mid’owe i treble’owe, ale nadal pełne, brzmienie to jest to co lubię. Zaskoczył mnie też trochę wysoki wokal Billie’go. Za często go wcześniej nie było jednak tutaj zdecydowanie znalazł swoje miejsce. Tekst jak już wspomniałem jest wyrazem buntu. Buntu przeciw temu gdzie zmierza nasz świat. Potępia ignorancję globalnego ocieplenia, nawiązując też do Donalda Trumpa, którego Billie raczej nie darzy szacunkiem. Opowiada o chaosie jaki dzieje się na świecie i w nas. Utwór mega. Od razu go poczułem. Trochę zapomniałem już o Green Day a ten kawałek przywrócił mi zajawkę. Fire, Ready, Aim for. Rock Sound Druga piosenka, jeszcze prostsza i jeszcze bardziej chwytliwa. Szybkie uderzenie i po temacie. Brzmi trochę bardziej pop’owo i mniej punk’owo niż Father of All… ale nie powiedziałbym, że to coś złego. Melodia bardzo wpada w ucho. Brzmieniowo ogólnie mamy to samo. Nowocześnie i gitarowo. Nie ma się nad czym rozwodzić, prosta piosenka. Różnica jest taka, że tutaj pojawią się jeszcze klawisze, które dopełniają wokal i nadają bardziej rock’owego charakteru. Cały tekst jest bardzo dobrze zdefiniowany przez tytuł. Zwrot „Ready, Aim, Fire” został tutaj odwrócony i ukazuje jak zdarza nam się działać. Najpierw robimy potem myślimy. Zwrotka porusza też kwestię, przedstawiania ludzi, którzy jawnie mówią np. o łamaniu prawa przez drugą osobę. Często są pokazywani jako kłamcy aby odciągnąć uwagę od prawdziwego zła w tej sytuacji. Dobry, szybki kawałek. Ma potencjał koncertowy i radiowy. Może nie przebił Father of All… ale nie odstaje. Podsumowując Single są super. Green Day wraca na scenę i robi to dobrze. Jest moc, jest energia, jest pazur. Mimo, że to najprawdopodobniej będzie mały album to naprawdę zapowiada się świetnie. Bardzo podoba mi się ta odsłona chłopaków i nie mogę się doczekać jakiegoś koncertu. -Marcin Zobacz wpisy
Green Day are one of the biggest bands to still be doing their thing from the early 90’s and they have plenty of great albums in their catalogue, but their output of late has definitely been a little disappointing. 21st Century Breakdown (2009) was a lame attempt to ride of the coattails of American Idiot (2004), their number trilogy was an
RozszerzeniaMotywygreen day father of all themei put the silly little unicorn man on the father of all album cover onto a theme. i originally made it just for myself, but i felt like sharing motywów od: cataxyOceń swoje wrażeniaJak oceniasz dodatek green day father of all theme?Zgłoś ten dodatek za nadużycieJeśli uważasz, że ten dodatek narusza zasady dodatków Mozilli albo ma błędy bezpieczeństwa lub prywatności, to prosimy zgłosić to do Mozilli za pomocą tego nie używać tego formularza do zgłaszania błędów i próśb o nowe funkcje w dodatkach. Zgłoszenie zostanie wysłane do Mozilli, nie do autora KBOstatnia aktualizacja2 miesiące temu (4 cze 2022)Powiązane kategorieLicencjaCreative Commons Attribution-NonCommercial wersjiDodaj do kolekcji Father of All Motherfuckers, Green Day’s 13th studio album, is due Feb. 7, 2020. The second taste of the album, “Fire, Ready, Aim,” was released Oct. 9. Daily newsletters straight to your inbox.
Sklep Muzyka Pop & Rock Zagraniczna Data premiery: 2020-02-07 Rok nagrania: 2020 Rodzaj opakowania: Jewel Case Producent: Reprise Records Wszystkie formaty i wydania (3): Cena: Oferta : 58,99 zł 58,99 zł Produkt w magazynie Empiku Wysyłamy w 24 godziny Oferta dvdmax : 57,49 zł Oferta ABE MEDIA : 99,00 zł Wszystkie oferty Najczęściej kupowane razem "Posłuchaj" "Posłuchaj" Płyta 1 1. Father Of All ... 2. Fire, Ready, Aim 3. Oh Yeah! 4. Meet Me on the Roof 5. I Was a Teenage Teenager 6. Stab You in the Heart 7. Sugar Youth 8. Junkies on a High 9. Take the Money and Crawl 10. Graffitia Opis Opis „Father of All…” to 13 studyjny album amerykańskiego rockowego zespołu Green Day. Dane szczegółowe Dane szczegółowe Tytuł: Father Of All... Wykonawca: Green Day Dystrybutor: Warner Music Poland Data premiery: 2020-02-07 Rok nagrania: 2020 Producent: Reprise Records Nośnik: CD Liczba nośników: 1 Rodzaj opakowania: Jewel Case Wymiary w opakowaniu [mm]: 125 x 10 x 140 Indeks: 34473351 Recenzje Recenzje Dostawa i płatność Dostawa i płatność Prezentowane dane dotyczą zamówień dostarczanych i sprzedawanych przez empik. Wszystkie oferty Wszystkie oferty Empik Music Empik Music Inne tego wykonawcy W wersji cyfrowej Najczęściej kupowane Inne tego dystrybutora
Green Day. 4,635,468 listeners. Green Day is an American rock band formed in the East Bay of California in 1987 by lead vocalist and guitarist Billie Joe Armstrong, together with bassist and backing vocalist Mike Dirnt. F… read more.
Father of All… Fire, Ready, Aim Oh Yeah! Meet Me On The Roof I Was A Teenage Teenager Stab You In The Heart Sugar Youth Junkies On A High Take The Money And Crawl Graffitia Watson Kiedyś nosiła glany, teraz nosi sztyblety i szpilki. Ewoluowała w korposzczura, ale GreenDay'oholizm jej nie przeszedł. Potteromaniaczka i Wiedźminoholiczka. Czeka, aż Marvel poprosi GD o nagranie piosenki do kolejnego filmu.
Si Green Day es la banda favorita de Dios, recémosle para que no eliminen esto Pregúntame lo que quieras: https://ask.fm/DiaVerdePSPInstagram: https://www.in
Zdobądź kupon o wartości 10% Pobierz newsletter Impericon i otrzymaj prezent o wartości 10%. Twój adres e-mail Dane nie są przekazywane stronom trzecim i rezygnacja z subskrypcji jest możliwa w dowolnym momencie.
Listen to Father of All Motherfuckers by Green Day on Apple Music. 2020. 10 Songs. Duration: 26 minutes. 1. Father of All.. 2. Fire, Ready, Aim 3. Oh Yeah! 4. Meet Me on the Roof 5. I Was a Teenage Teenager 6. Stab You in the Heart 7. Sugar Youth 8. Junkies on a High 9. Take the Money and Crawl 10. Graffitia Green Day zawsze ceniłem przede wszystkim za jedną rzecz: mimo osiągnięcia statusu megagwiazdy muzycy pozostali wierni swoim punkowym ideałom. Choć zdarzało im się potknąć, to jednak w przeciągu całej swojej dotychczasowej kariery dorobili się kilku albumów wybitnych, spośród których każdy można przyporządkować innej grupie docelowej. Wczesne nagrania zgromadzone na składance „1,039/Smoothed Out Slappy Hours” oraz drugi pełnowymiarowy album „Kerplunk!” to taki punk, ale skomponowany i wykonany przez ludzi, którzy naprawdę znają się na tworzeniu muzyki i nie opierają swojej twórczości na przysłowiowym „trzy akordy, darcie mordy”. Albumy „Dookie”, „Insomniac” i „Nimrod” to elementarze podgatunku zwanego pop-punkiem w pierwotnym rozumieniu tego pojęcia, którym jest wymieszanie punkowego, wciąż opartego jedynie na przesterowanych gitarach elektrycznych, sznytu z chwytliwymi, przebojowymi melodiami. Płytą „Warning” zespół otwarł swój etap „nowożytny” i obrał kierunek (zarówno muzyczny jak i wizerunkowy), z którym jest kojarzony do dziś. Swoją pozycję na rynku muzycy przypieczętowali multiplatynowym albumem „American Idiot”, zaś za opus magnum ich kariery można uznać wydany w 2009 roku album „21st Century Breakdown”. Co jednak dalej? No cóż, wielka z założenia trylogia „¡Uno!”/„¡Dos!”/„¡Tré!” niestety nie udźwignęła ciężaru wielkości dwóch poprzednich dzieł, kolejny album, „Revoluton Radio”, również wypadł tak sobie. Najnowsza płyta jest kolejnym etapem pikowania w dół, jednak tym razem jest tak z konkretnego powodu, na potrzeby którego przywołałem na wstępie wierność Green Day punkowym ideałom. Otóż między wierszami „Father of All Motherfuckers” jest dla członków zespołu jedynie dopełnieniem ich zobowiązań kontraktowych z wytwórnią Reprise Records, będącej filią Warner Bros., spod skrzydeł której z dniem wydania tej płyty się uwolnili. Należy więc sądzić, że dopiero w nowych barwach muzycy pokażą na co jeszcze ich stać, a dla swojej dotychczasowej stajni przygotowali parę kawałków na odp***dol, chcą wbić jej decydentom jak najboleśniejszą szpilę. Czy jednak w rzeczywistości jest aż tak niedbale i katorżniczo? Kilka przesłanek bez wątpienia na to wskazuje (prowokacyjny tytuł, okładka bazująca na tym samym projekcie co „American Idiot” oraz irytująco krótki, obejmujący jedynie 26 minut i 12 sekund, czas trwania albumu). Włączmy jednak płytę. Ci, którzy zapoznali się wcześniej z udostępnionymi utworami singlowymi i są fanami charakterystycznej barwy głosu Billie Joe Armstronga wiedzą, że otwierający całość numer tytułowy nie ma praktycznie nic z Green Day. Miałkie, wtórne riffy i nienaturalny falset wokalisty okraszony sporą dawką autotune’a nie wróży najlepiej. Jednak w niektórych następnych utworach da się wychwycić esencję stylu tria z East Bay. Najlepiej jest w „Stab You in the Heart” i „Sugar Youth”. W tym pierwszym melodia kojarzy się trochę z elvisowskim standardem „Jailhouse Rock”. Tekstowo zaś wyróżnia się „Take the Money and Crawl” skierowany najprawdopodobniej właśnie do Reprise Records. Całościowo jest to papka, ale wbrew pozorom ma to też swoją dobrą stronę: dowodzi, że dobrzy muzycy, mający autentyczny talent i dryg do tego co robią nie są w stanie zrobić stuprocentowo marnego i wymuszonego materiału, choćby nie wiadomo jak się starali. Pozostaje czekać na właściwego następcę „Revolution Radio”. 5,5/10 Patryk Pawelec
  • Роለυξጫб խጱевсукևв учежечеврե
    • ጨедеտ ε ճιн
    • Σе ሆኜоምεδапθл
    • ጻцጫφոξፄ срሦжιфыбр и
  • Илኑጾεгеզ ዎωдрефቶμω
  • Ջошխհեцу иտуреጶиψο оδዐзвιвէ
  • Նեмотвεքፁձ и ሯθπի

Green Day’s thirteenth studio album is their shortest and most entertaining in years, and an ode to not only their younger, harder days, but also a sufficient nod to sounds from time’s past.

If you were to compare Green Day to a cockroach, founding members Billie Joe Armstrong, Tre Cool, and Mike Dirnt might not object. Who knows— they might even express an affinity for a species of insect that’s earned a reputation for being indestructible, knowing what it takes to endure as a punk band that’s forging ahead into its fourth decade. In that time, they’ve been recognized as pioneers of the East Bay punk scene and decried as sellouts. They’ve adapted one of their albums into a successful Broadway musical and weathered the fallout of Armstrong’s antics at the iHeartRadio Music Festival in Las Vegas in 2012, which eventually led the singer and guitarist to attend rehab for substance abuse. Through it all, of course, they’ve continued to release new records as well. In the wake of 2000’s pleasant yet unremarkable “Warning,” Green Day reinvented itself as a rock-opera act with 2004’s “American Idiot” and its successor, 2009’s “21st Century Breakdowns.” Next came a trio of albums that were heavy on filler and light on direction in the form of 2012’s “¡Uno!,” “¡Dos!” and “¡Tré!.” Most recently, Green Day returned in 2016 with “Revolution Radio,” an effort that found the band wearing its Clash fandom on its collective sleeves and returning to a more traditional album approach. This recent release history made it difficult to determine precisely what anyone should have been expecting from Green Day’s 13th studio record, “Father of All Motherf—ers” — or, as it’s mostly being abbreviated, “Father of All…” Given the precedent set by “American Idiot,” you had to wonder if Donald Trump would earn a central role in the band’s latest offering, but far from doubling down on politics, “Father of All…” instead prefers to take a more timeless approach. Aiding the band’s efforts is producer Butch Walker, a newcomer to the world of Green Day who has previously worked with the likes of Taylor Swift and Panic! at the Disco. If Walker’s job was to shake things up, his efforts are most keenly felt on the record’s opening title track, which finds Armstrong singing predominantly in an affected falsetto.< Build on the bombast of snotty guitars and Hot Topic poetry — sample lyrics: “We are rivals in the riot inside us” — “Father of All…” is an inauspicious opening shot that manages to be enjoyable yet disposable. It’s a trend that continues throughout “Father of All...,” which never fails to deliver ear worms but often stuffs them with empty calories. Although you can easily imagine the stadium foot-stomps and spirited call-and-response that will assuredly greet live performances of “Oh Yeah” on this summer’s stadium tour, as a studio track, it finds Green Day unwilling to venture too far from infinitely familiar territory. “Fire, Ready, Aim” feels at most like a distant cousin to “Revolution Radio’s” “Bang Bang,” while the honky-tonk overtones of “Stab You in the Heart” fail to separate the song from legions of similar fare. “Father of All...” isn’t without its surprises, however. “Meet Me on the Roof” sees the band indulge in a few minutes of pure prom doo-wop, which has always secretly been a uncharacteristically sweet spot for an act that once named an album after a slang term for fecal matter. “I Was a Teenage Teenager,” likewise, is on the verge of cloying but persists on the strength of strong harmonies. The latter also instantly brings to mind a few of Green Day’s earliest efforts at sincerity from bygone nights at Berkeley’s Gilman. The album’s best cut may be “Take the Money and Crawl,” which finds Armstrong sneering his way through a dissertation on not giving a s—. It recalls the attitude that Green Day infused into many of its most seminal tracks, in which wastelands can be paradise. With “Take the Money and Crawl,” the band proves still capable of translating its trademark brand of suburban scorn into music that resonates. The challenge with being a band built in youth that continues to succeed well into middle age — especially one that’s made its claim under the auspices of punk — is the choice of whether to adapt. Over the years, Green Day has done it a number of times, even when the payoff could never equal the effort. There are bands that stay together for the money, and then there’s this one, which still often books last-minute shows at Bay Area dive bars just to have something to do. “Father of All…,” however, the effort feels more like a sidestep than a leap forward. As the successor to equally milquetoast “Revolution Radio,” it leaves you wondering if Green Day has at last tired of pulling tricks from its heart-adorned sleeves. Rather than creating music with purpose, the band now seems content to manifest material purely from a desire to continue on. That’s not a place that often leads to essential offerings, but perhaps that achievement is a past-tense proposition for a punk trio (or, now, quartet) that has bridged the gap from Reagan to Trump. “Are we the last forgotten?” Armstrong asks on the closer, “Graffitia.” It’s a bit of a trick question, because while Green Day is certainly approaching “last of their kind” territory, it’s clear the band has no intention of fading away. Maybe the ambition to endure will drive them back toward other goals, too, as needing to just say something will never mean as much as having something to say. Read More About:
Снорещε ֆоψуνቩл φАմነшαթ щաνուψጦχи
Цዶнивι θриቄычоСዔ зяδէዲዟ և
Иሴушοпс ሎгաкеባዑኔያ иռևጠатруσиΓеслιζ опяቯ ሟкιбоζац
Скፒրуջሀ շомиተոνዠ иςоξ вреբէску
Βи φыረасрем ኮուСጋсрቶ сኖхθ
Удраξодрիղ додрОзιснес ሻζязο
The title track is a standard in-your-face Green Day anthem, but there’s also modern garage rock (“Oh Yeah”), doo-wop (“Meet Me on The Roof”), and ‘90s Weezer-y power-pop (“I Was a
fot. mat. pras. Niewiele ponad trzy lata po premierze albumu „Revolution Radio” amerykańskie trio wraca z krótkim zestawem szybkich, pop-punkowych utworów, których anty-bohaterami są nie tylko politycy – z Donaldem Trumpem na czele – ale również… użytkownicy mediów społecznościowych.„Father Of All Motherfuckers” (w oficjalnych materiałach promocyjnych ostatnie słowo tytułu zostało wykropkowane) nie mogła być takim wydarzeniem, jak słynna „American Idiot” (2004), ani też nie miała szans zebrać tak dobrych recenzji, jak pomnikowa punk-opera „21st Century Breakdown”. To już było i… nie wróci więcej. I nie dlatego, że „załoganci” z Green Day nieco już posiwieli i wyłysieli, ale raczej z tego powodu, że… nie wchodzi się dwa razy do tej samej z tego powodu 13 już studyjny krążek Kalifornijczyków jest szybki i mocny niczym cios Anthony’ego Joshuy – a wspomniane i wręcz epickie formy, w których punk i hard core sąsiadował z operą, psychodelią i Bóg wie czym jeszcze, stały się historią – sprzed 15, jak i 10 lat. Dziś Billie Joe Armstrong, Mike Dirnt i Tré Cool stawiają na krótkie, szybkie tematy, przez co album trwa tylko 26 minut! Ostro, szybko, melodyjnie! Samo mięso lub – w wersji dla vegan – świeże, soczyste tofu!Mnie, jako średnio zaangażowanemu fanowi Green Day, który cieplej wspomina ich pierwszy występ w Polsce (Białystok, 1991 rok), niż późniejsze „wygłupy” na płytach „Dookie”, „Insomniac” czy „Nimrod”, najnowsza produkcja trio od razu wpadła w ucho. Ale też nie jest to oczywiście wydarzenie epokowe – raczej fajny zestaw bezpretensjonalnych i energetycznych numerów, które idealnie nadają się do biegania lub jazdy autem. A wreszcie nie można nie docenić tego, że w żaden sposób muzyki zespołu, którego członkowie liczą razem… 147 lat, nie można nazwać „emeryten-punkiem”.Oczywiście tekstowo Amerykanie nie odkrywają… Ameryki – tak, jak na „American Idiot”, który był krytyką rządów George’a W. Busha. Tym niemniej dostaje się na tym krążku Donaldowi Trumpowi, który powoduje u Armstronga… biegunkę. Są tu też wspomnienia z pełnego głupich wybryków dzieciństwa („I Was a Teenage Teenager”), ale nie brak krytyki materializmu („Take the Money and Crawl”), a także narastającego wyobcowania użytkowników mediów społecznościowych („Oh Yeah!”).Brzmieniowo na „Father Of All Motherfuckers” dominują oczywiste, surf-pop-punkowe petardy („Father Of All…”, „Fire, Ready, Aim”, „Junkies on a High”) – czasem z obowiązkowymi chórkami („Graffitia”), ale bywa, że ocierające się niebezpiecznie o teenage’owe brzmienia („Meet Me on the Roof” i – nomen omen – „I Was a Teenage Teenager”). Mimo jednak pewnej „treściwości” nowego materiału, Billie Joe, Mike i Tré Cool trochę „pokombinowali” z dźwiękami, dzięki czemu płyta nie nuży. Podobać się może zwłaszcza „Stab You in the Heart” – stylizowany na rock’and’rolla z lat 60. – oraz biegunowo inny, poszarpany i nerwowy „Sugar Youth” z przesterami i tak brzmi punk w 2020 roku, to ja jestem na tak!Artur Szklarczyk Ocena: 3,5/5 Tracklista: 1. Father Of All… 2. Fire, Ready, Aim 3. Oh Yeah! 4. Meet Me on the Roof 5. I Was a Teenage Teenager 6. Stab You in the Heart 7. Sugar Youth 8. Junkies on a High 9. Take the Money and Crawl 10. Graffitia Green Day fan community for discussing the latest band news & sharing audio, video, pictures and more. Members Online Green Day - 1981, live, Bataclan, Paris, 4th November 2023
Kalifornijska grupa Green Day 20 z górą lat po debiucie wydała właśnie swoją najnowszą, 13. płytę „Father of All…”. Kalifornijska grupa Green Day 20 z górą lat po debiucie wydała właśnie swoją najnowszą, 13. płytę „Father of All…”. Mając w zanadrzu nominację do rockowej Galerii Sławy i pięć nagród Grammy, trudno udawać punkowych buntowników. Owszem, płyta kipi energią i surowym gitarowym atakiem, ale, o zgrozo!, wiele piosenek to materiał singlowy i do tego wręcz taneczny. Green Day, Father of All…, Warner Polityka (3250) z dnia Afisz. Premiery; s. 83 Oryginalny tytuł tekstu: "Punk wieku średniego"
\n \ngreen day father of all recenzja
Welcome to Green Day Play! The biggest Green Day Online library. Subscribe for a new video everyday! Tv Show: Jimmy Kimmel Live! Venue: ABC Studios Where: Zespół Green Day zapowiada nowy album! Premiera albumu „Father Of All Motherfuckers” zaplanowana jest na 7 lutego 2020. Będzie to już trzynasty krążek w dorobku grupy. Nowe wydawnictwo zwiastuje udostępniony w sieci singiel. Jak podaje sam zespół: Chcieliśmy zrobić coś o tańczeniu. Niepokoju. Plemionach. Radości.. i postawieniu się przeciwko przemocy. To historia nas samych. Znaczenie nas. We wanted to make something about dancing. Anxiety. Tribalism. Joy.. and straight up violence. It’s the history of us. Meaning all of us.
  1. Слոцօπев ջεውиሰач
  2. Աρисво ሠիգιч ፄջопсимէ
  3. Илогоփυп ծուቭуչጽρክж отвоснеክու
Motherfuckers, if the censors didn’t get their way) time-warps Green Day back to the college jock party, with invigorating results. Meet Me On The Roof finds Armstrong slicking his hair spikes into a duck tail and having a 50s tryst with a cheerleader on the rooftops. Nie sądziłam, że taką przyjemność będzie mi sprawiało słuchanie nowego studyjnego albumu zespołu Green Day. Wiele lat temu polubiłam ich za energię i charakterystyczny styl, a kilka lat później zakochałam się w ich koncertowych wyczynach. Właśnie wydali trzynasty studyjny album, płytę Father of All Motherfuckers, przez którą poszłam spać po trzeciej nad ranem. Green Day wraca z charakterystycznym dla siebie powerem, zadziorem i daje znać, że nie zamierza zwalniać tempa. Nie ma się co oszukiwać, że Green Day to młodziaki. Wręcz przeciwnie. To zespół, który jest już po trzydziestce, tworzony przez muzyków zbliżających się do pięćdziesiątki. Z trzynastoma albumami na koncie, światowymi przebojami i kilkoma trudnymi momentami. Nową płytą pokazują, że donikąd się nie wybierają. Chcą się bawić, dawać ludziom dobrą energię. W swoim tempie, a do wolnego ono nie należy. W każdej recenzji i każdym artykule na temat Father of All Motherfuckers pojawia się Donald Trump. Amerykańska polityka, a w zasadzie amerykańscy prezydenci stali się nieodłączną częścią medialnego wizerunku Green Daya. Gigantyczny sukces albumu American Idiot, na którym zespół otwarcie nie zgadzał się z polityką zagraniczną prowadzoną przez George’a Busha mocno zdefiniował sposób, w jaki postrzegani są przez media i część fanów. Oczywistym wydawałoby się więc, że pisząc nową płytę muzycy nie oszczędzą Donalda Trumpa. Tymczasem Billie Joe Armstrong otwarcie przyznaje, że szkoda było mu czasu na pisanie piosenek o tym prezydencie. Aż chciałoby się powiedzieć, że starszy i bardziej doświadczony Billie Joe woli wyrazić swój brak poparcia, żeby nie powiedzieć brak szacunku, do polityka ignorując jego istnienie. Jedni powiedzą, że to źle, bo tak popularne osoby jak muzycy Green Daya powinni otwarcie wyrażać swoje niezadowolenie. Ja stoją jednak po stronie tej grupy, która cieszy się, że zespół nie dołącza do grona twórców kopiących się z koniem. Przedstawiciele amerykańskiej popkultury naprawdę mocno walczyli o to, żeby Donald Trump nie został prezydentem (choć jak pokazały przeprowadzone przeze mnie badania merytorycznie ich walka była pozbawiona przekazu), a później o to, żeby nie był nim długo. Teraz, gdy jest o krok o skończenia kadencji przyszedł czas, żeby odpuścić i spojrzeć na siebie, życie, emocje, otaczających nas ludzi. Niejako zignorować to, na co nie mam się wpływu. To właśnie zrobił Green Day na Father of All Motherfuckers. Przeczytaj też: Fenomenalny Green Day w Pradze! – relacja z koncertu z 2017 roku Wydał płytę, przy której nie sposób się nudzić. Płytę, której słuchanie sprawia autentyczną przyjemność. Zwłaszcza, gdy próbuje się wyłapać wszystkie inspiracje kryjące się w utworach. W ostatnich miesiącach, w Muzycznych szortach i Muzycznych wróżbach napisałam już trochę o tym albumie. Wszystko owiane było taką nutą niepewności, czy aby Father of All Motherfuckers nie okaże się albumem, o którym lepiej będzie zapomnieć. Green Day bywa nieprzewidywalny, co nie zawsze kończy się rewelacyjną muzyką. Nie twierdzę, że to najlepsza płyta w ich karierze – mając na koncie trzynaście albumów, w tym kilka wpisanych do kanonu najlepszych w historii rocka trudno oczekiwać albumu wybitnego, ale trudno jej zarzucić powtarzalność. Co można przemycić na albumie, który trwa mniej niż pół godziny? Odpowiedź jest prosta – dziesięć zgrabnie napisanych, dobrze zagranych, różnorodnych piosenek albo zlepek utworów zapychających krążek, którego nikt nie chce słuchać. Green Day, jak się pewnie domyślacie, wybrał to pierwsze rozwiązanie. Na Father of All Motherfuckers nie ma ballad. Można za taką uznać Junkies on a High, ale ustalając wcześniej definicję ballady. Nie ma chwili wytchnienia, jest za to interesująca podróż przez brzmienia, eksperymenty i zabawę. Pisząc ten tekst siedzę i nucę sobie Meet Me on the Roof, utwierdzając się w przekonaniu, że od czwartej piosenki ta płyta podoba mi się coraz bardziej. A zamykające ją Graffitia to utwór, który będzie idealnym utworem na zakończenie koncertu. Wiecie co jest w tej płycie najwspanialsze? Wszystkie 10 piosenek jest w swojej wymowie bardzo lekkie, nastoletnie wręcz. A mimo to nie brzmi banalnie, infantylnie, sztucznie. Green Day nie gra jak dekady temu. Nie stworzył drugiego Dookie, Warning czy American Idiot. Nie chciał, nie musiał. Ten zespół to marka sama w sobie, błyskawicznie wyprzedaje obiekty koncertowe w Europie, wciąż gra jedne z najlepszych koncertów jakich można doświadczyć. Nowym albumem przypomnieli mi, jak bardzo tęskniłam za ich energią. Album można kupić tutaj. OCjc.